Miasto oczami babci hipsterki, czyli podsumowanie poznańskiego spotkania z książką Jane Jacobs

Dlaczego książka Jane Jacobs, miejskiej aktywistki, sprzed 50 lat może być ważna dla polskich miast dzisiaj? M.in. na to pytanie próbowano odpowiedzieć wczoraj na spotkaniu w CK Zamek.

Jane Jacobs była amerykańsko-kanadyjską dziennikarką i aktywistką, która przeciwstawiała się modernistycznej urbanistyce. Przynajmniej w takiej formie, w jakiej realizowana była w Nowym Jorku i wielu innych amerykańskich miastach. Zwieńczeniem tego buntu była właśnie książka „Śmierć i życie wielkich miast Ameryki” wydana w 1961r., niedawno wydana po polsku przez Centrum Architektury. Jane Jacobs nie była jednak architektką, a obserwatorką życia i zjawisk zachodzących w mieście (głównie społeczno-ekonomicznych), z których wyciągała wnioski, wskazując na błędy popełniane przez włodarzy amerykańskich miast, deweloperów i inwestorów. Niestety, mimo że wiele wniosków Jane było słusznych i wartych uwagi, przez wiele lat była lekceważona przez środowiska formalnych specjalistów* z większości dziedzin, o których pisała.

Spotkanie z książką Jane Jacobs  w CK Zamek, 10/2/2015.
Spotkanie z książką Jane Jacobs w CK Zamek, 10/2/2015.

Spotkanie zorganizowane przez Centrum Architektury, przy współpracy z CK Zamek i pod patronatem poznańskiego Stowarzyszenia Ulepsz Poznań, miało niewątpliwie charakter promocyjny. Rozpoczęło się prezentacją Grzegorza Piątka z Centrum Architektury, na temat Jane Jacobs i jej postulatów, w dalszej części przechodząc w dyskusję z udziałem Joanny Pańczak i Kacpra Pobłockiego, a moderowaną przez Franciszka Sterczewskiego.

Nie chcę streszczać całego spotkania ani książki, dlatego wskażę, moim zdaniem, najciekawsze spośród poruszanych wątków. Do niektórych dołączyłam też własny komentarz.

  • Przede wszystkim książki nie należy odnosić wprost do tego, co się dzieje w polskich miastach. Tak, to prawda, że wiele z nich zostało „uszczęśliwionych” modernistycznymi osiedlami z wielkiej płyty, jednak nie można ich wprost porównywać do tych, które w książce krytykuje autorka. Głównym powodami są zupełnie inna struktura społeczna ich mieszkańców i cel, dla którego były budowane. W USA takie osiedla służyły przede wszystkim segregacji rasowej, społecznej i ekonomicznej, co nie miało miejsca w Polsce. 
  • Książki nie należy też traktować jako zbiór recept na uzdrowienie miasta, a raczej jako ćwiczenie intelektualne, co osobiście potwierdzam. Tym bardziej, że traktuje ona architekturę, jako podrzędną względem kreowania otoczenia w sensie społeczno-ekonomicznym. Jest to o tyle ciekawe, że przyjął się pogląd (przynajmniej w Polsce), iż to architekci i urbaniści są tymi, którzy najlepiej znają się na miastach. Obok, a w praktyce chyba jednak przed nimi, stawiają się politycy i władze przeróżnych publicznych instytucji. Opinia wszystkich pozostałych liczy się natomiast w mniejszym stopniu, a często jest w ogóle pomijana. 
  • Jane Jacobs mówiła, że „nic nie jest nieuniknione”. Co to znaczy? Po prostu to, że to w jakiej rzeczywistości i otoczeniu dzisiaj żyjemy jest wypadkową poglądów, marzeń czy dążeń poprzednich pokoleń lub nas samych, tylko nieco wcześniej. Przykładem są zbiorowe marzenia o domku z ogródkiem lub o własnym samochodzie, których skutki dzisiaj przekładają się wymiernie na to, jak funkcjonują polskie miasta. Idąc tym tropem warto zatem wybiec w przyszłość i wyobrazić sobie, czym może skutkować dla pokolenia naszych dzieci to, do czego dzisiaj dążymy.
  • Podobno jedną z częstych, jednak fałszywych, interpretacji słów Jane Jacobs jest uznanie środowiska multikulti jako wartość samą w sobie, podczas gdy mówi ona o różnorodności ekonomicznej, a nie kulturowej. Oj, chyba ktoś nie czytał uważnie, że wysnuwa takie wnioski.
  • Jane Jacobs wskazuje na pojęcie „złego pieniądza”, czyli takiego, który jest wpompowywany szerokim strumieniem do miasta i przyczynia się do dokonywania gwałtownych, często nieprzemyślanych, zmian. Natomiast dobre zmiany to takie, które dzieją się stopniowo, łagodnie. Od razu przyszło mi na myśl masowe i pośpieszne inwestowanie funduszy unijnych, z czym obecnie mamy do czynienia.
  • Poruszono również kwestię przesadnego skupiania się na estetyce miasta, która jest często przywoływana niemalże jako klucz do uczynienia go lepszym (cokolwiek to znaczy). Dotyczy to zarówno administracji publicznej, jak i tzw. strony społecznej, reprezentowanej przez aktywistów. Tym bardziej, że w działaniach antyreklamowych, nie rozróżnia się wielkich billboardów od szyldów i reklam służących drobnemu biznesowi, któremu na pewno nie jest łatwo przetrwać na rynku. Podobno w okresie świetności neonów, do których tak wielu dzisiaj tęskni, były one powszechnie krytykowane i postrzegane, jako szpecące miasto. Oczywiście jakoś wielu reklam jest nieporównywalnie gorszą od neonów, jednak ten przykład powinien skłonić do refleksji, czy walcząc o miasto wolne od reklam, nie wylewamy dziecka z kąpielą.
  • Pojawił się też głos, że za mało uwagi poświęca się zmianom zachodzącym w relacjach społecznych, życiu wspólnot i ich wpływowi na miasto. Czyli dokładnie temu na co zwracała uwagę Jane Jacobs. Przykładem dużej grupy, która jest często lekceważona, są studenci, tacy mieszkańcy-niemieszkańcy. Ich obecność w mieście traktuje się często jako daną, a ich samych często przedmiotowo, mimo że przynoszą miastu i uczelniom wymierne korzyści. Szczególnie jest to odczuwalne w przypadku kampusu Morasko, któremu zamierzam poświęcić osobny wpis.

Sporo tego. Jednak 1,5-godzinne spotkanie to i tak stanowczo za mało, żeby omówić choćby część z postulatów Jane Jacobs w takim stopniu, żeby rzeczywiście wyciągnąć wnioski adekwatne do lokalnych realiów, które można by przekuć w jakieś konkretne pomysły dla miasta. Dlatego wszystkich zainteresowanych życiem w mieście gorąco zachęcam do przeczytania książki „Śmierć i życie wielkich miast Ameryki”. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że już pozytywnie zamieszała mi w głowie i na pewno będę się do niej odwoływać.

Na koniec muszę wspomnieć o rozczarowaniu. Kiedy sięgałam po książkę Jane Jacobs, miałam w głowie zasłyszaną opinię, że jest ona biblią miejskich aktywistów. Właściwie myślałam, że pozwoli mi lepiej zrozumieć poglądy poznańskich społeczników, których często nie rozumiem. Zwłaszcza w perspektywie długookresowej. Podczas czytania przekonałam się jednak, że spojrzenie na miasto autorki i wielu z tych, którzy aktywnie angażują się w zmienianie Poznania, dość mocno się rozmijają. Przynajmniej wnioskując po ich wypowiedziach prezentowanych w prasie i na Facebooku. Liczyłam więc, że na spotkaniu w Zamku wywiąże się ciekawa dyskusja i da mi jakiś punkt zaczepienia do zrozumienia ich punktu widzenia. Wygląda jednak na to, że Jane Jacobs przyciągnęła głównie architektów i studentów, sądząc po wypowiedziach w ramach otwartej części dyskusji. Niestety na widowni nie dostrzegłam twarzy najaktywniejszych (w mediach) poznańskich społeczników, z wyjątkiem Ulepsz Poznań, patrona wydarzenia. Szkoda.

*W tym kontekście formalnym specjalistą jest osoba, która legitymuje się formalnym wykształceniem zgodnym z tematem, na który się wypowiada. Natomiast osoba, która edukuje się w sposób nieformalny, nawet jeśli jej wiedza i doświadczenie są nie gorsze, zwykle jest nazywana entuzjast(k)ą, a jej kompetencje są często deprecjonowane. 

Dodaj komentarz